Oddałem 36 000 $, żebym mógł to napisać

instagram viewer

IMG_8899iwszystko zaczęło się w lipcu 2008 roku, kiedy narodził się mój blog Good Financial Cents.

Zawsze pasjonowałem się edukacją ludzi z podstaw inwestowania i planowania finansowego, a tworząc bloga, przeniosłem tę ekscytację na zupełnie nowy poziom.

Miałem szczęście, ponieważ niedawno się usamodzielniłem i po pewnym przekonaniu moja nowa firma maklerska pozwoliła mi zacząć blogować.

Niefortunne było wówczas, że byłem Zarejestrowanym Przedstawicielem Serii 7, co w zasadzie oznaczało, że mogłem otrzymywać prowizje ze sprzedaży niektórych produktów inwestycyjnych.

Mimo że moja seria 7 stanowiła tylko ułamek mojej ogólnej działalności, nadal podlegałem pełnej regulacji FINRA (Regulamin branży finansowej).

Co to znaczy?

Pełna regulacja FINRA oznacza zasadniczo, że aby opublikować post na blogu, wideo lub zrobić cokolwiek w mojej witrynie, wszystko musiało najpierw zostać przeprowadzone przez mój dział ds. zgodności.

Oznaczało to, że napiszę artykuł, przefaksuję artykuł wraz z formularzem zgłoszenia do zgodności, a następnie poczekam na e-mailową zgodę na opublikowanie artykuł, który zajęłoby od trzech do siedmiu dni roboczych, wydrukuj zgodę, aby zachować ją w naszej kartotece oddziału, a następnie wprowadź zmiany przed wydawniczy.

Musiałem uzyskać zgodę na każdy artykuł Opublikowałem na mojej stronie. Było to wówczas ponad 800 artykułów!

Wyobraź sobie, że próbujesz to śledzić. Obiecuję, że to nie jest zabawne.

Proces ten był koszmarem, ale po prawie roku robienia tego w ten sposób, mój asystent i ja dopracowaliśmy system do perfekcji najlepiej jak potrafimy. Jednak nawet przy najwyższej wydajności mój asystent i ja wydawaliśmy od pięciu do dziesięciu godzin tygodniowo tylko zajmuję się aspektem zgodności – i to nie miało nic wspólnego z pisaniem artykułu, publikowaniem artykułu, dopracowywaniem artykułu i obsługą wszystkiego innego na zapleczu mojej witryny.

Tym, co jeszcze pogorszyło aspekt blogowania, było to, że trudno było mieć głos. Moje artykuły na blogu zawsze musiały być „zbalansowane” i nie wolno mi było robić uwag takich jak

„Uwielbiam Roth IRA i myślę, że to jedna z najwspanialszych rzeczy, jakie kiedykolwiek stworzono!”

Raczej musiałbym powiedzieć coś takiego:

„Zachęcam każdego inwestora do rozważenia Roth IRA jako części swojego planu inwestycyjnego”.

Brzmię jak szalony polityk. Ugh!

Nie trzeba dodawać, że prowadzenie bloga było czasochłonnym procesem, gdy trzeba było dodać czas na zarządzanie kwestiami zgodności!

Od ponad dwóch lat robię to w ten sposób i mocno zazdroszczę mojemu zarejestrowanemu doradcy inwestycyjnemu odpowiednicy, którzy mogli swobodnie publikować na swoim blogu, ponieważ zrezygnowali z papierów wartościowych z serii 7 licencje.

Nie będę kłamać, byłem zazdrosny!

Byłem nie tylko zazdrosny, ale i sfrustrowany. Jestem typem faceta, w którym jeśli chcę coś powiedzieć, chcę to powiedzieć. Jeśli chcę coś zrobić, chcę to zrobić. Nie chcę błagać o pozwolenie na mówienie. Przez cały czas, kiedy prowadziłam w ten sposób bloga, tak właśnie się czułam.

Musiałem uzyskać pozwolenie na powiedzenie tego, co chciałem powiedzieć. A to nie jest fajne.

Co wysłało mnie na krawędź?

Oprócz tego, że mój blog był mocno monitorowany i regulowany, moja obecność w mediach społecznościowych również. To był Twitter, Facebook, LinkedIn, YouTube i cokolwiek innego w przestrzeni mediów społecznościowych.

Profil na Twitterze

Więc jestem trochę twitterowiczką #proudofit

Kiedy zaczynałem na Twitterze, musiałem uzyskać zgodę na mój profil na Twitterze. Zostało to zatwierdzone i w rozmowie, którą odbyłem z moją starą specjalistką ds. zgodności, powiedziała mi, abym

„Po prostu uważaj na to, co tweetujesz lub publikujesz na Facebooku. Tak długo, jak trzymasz się tych samych wytycznych, co Twój blog, powinno być w porządku”.

Wziąłem jej rady do serca i przez następny rok plus, tweetowałem i pisałem na Facebooku burzę!

W lipcu 2010 r. moja firma maklerska wydała zawiadomienie, w którym stwierdzono, że jeśli doradcy mają być na Facebooku i Twitterze, wszystko musi być wstępnie zatwierdzone przed opublikowaniem.

Przeczytałem to i dosłownie prawie zwymiotowałem.

To nie mogło być prawda, prawda?

Aby wymagać wstępnego zatwierdzenia moich aktualizacji statusu na Facebooku?

A jeśli ktoś miałby wysłać do mnie wiadomość na Twitterze, a ja chcę mu odpowiedzieć, musiałbym przesłać odpowiedź do mojego działu zgodności i poczekać na jego zgodę, zanim będę mógł mówić?

Nie, nie ma mowy, żeby tak mogło być, to szaleństwo!

Niestety mogło to być szalone, ale taka była rzeczywistość. W rozmowie telefonicznej z moim nowym specjalistą ds. zgodności ujawniła mi, że moje najgorsze obawy były prawdziwe: cała komunikacja w mediach społecznościowych musiałaby być wstępnie zatwierdzona.

Próbując przemówić im do rozsądku, przedstawiłem im następujący scenariusz:

Udawajmy, że jest piątek wieczorem i że ja i moja rodzina idziemy na kolację do Applebee’s i chcę wejść na moją stronę na Facebooku, kiedy jestem na kolacji, żeby powiedzieć:

„W Applebee’s z rodziną świetnie się bawimy”.

Wymóg wstępnej zgody na komunikację w mediach społecznościowych oznaczałby, że musiałbym poczekać do poniedziałku rano, następnego dnia roboczego, napisać tę dokładną aktualizację na Facebooku, Przefaksuj go do mojego działu zgodności, a następnie poczekaj od trzech do pięciu dni roboczych na ich zatwierdzenie, a następnie, o ile to zatwierdzą – będę mógł opublikować na moim Facebooku aktualizacja około tygodnia po fakcie Poszedłem z rodziną do Applebee’s?

Jej prosta, jednowyrazowa odpowiedź brzmiała „Tak”.

Czułem się pokonany.

Nieco emocjonalne

Nie pamiętam wszystkich emocji, które w tamtym czasie przechodziły przez mój mózg, ale zapewniam, że żadne z nich nie były dobre. Nie mogłem w to uwierzyć.

Chciałem się kłócić. Chciałem krzyczeć i krzyczeć, ale wiedziałem, że to nigdzie mnie nie zaprowadzi. Wiedziałem, że to była decyzja firmy i chociaż uważali, że postępują słusznie dla swoich doradców, z mojego punktu widzenia absolutnie się mylili.

*Myślę, że powinienem powiedzieć na ich obronę, że wypuścili teraz program do archiwizacji, który pozwala na wszystkie społecznościowe aktualizacje mediów do archiwizacji, co pozwala ich doradcom nie tweetować ani aktualizować Facebooka bez uprzedniego aprobata.

Powinienem też wspomnieć w czasie tej rozmowy, że już to robiłem. Wynająłem już firmę archiwizującą, płacąc im 50 dolarów miesięcznie za zarchiwizowanie wszystkich moich treści w mediach społecznościowych chociaż nigdy mi tego nie doradzali, ale pomyślałem, że to mądra decyzja z mojej strony to.

Już czas

Kiedy rozmawiałem przez telefon z moim specjalistą ds. zgodności, wiedziałem, że nadszedł czas. Wiedziałem, że nie ma mowy, abym mógł działać w tym charakterze i nadal funkcjonować i nadal być szczęśliwym. Na 1000% uważam, że media społecznościowe i wszystko w Internecie to nie tylko przyszłość, ale jest teraźniejszością? – a jeśli chcę dalej rozwijać się strategicznie, muszę mieć wolną rękę tradycyjnego przedsiębiorcy. Nadszedł czas, aby uwolnić się i założyć własną RIA (Zarejestrowany Doradca Inwestycyjny).

Nie chcę Cię zanudzać szczegółami badań, zacząłem zastanawiać się, jakie mam opcje, ale ostatecznie trzeba było założyć własną, zarejestrowaną firmę doradztwa inwestycyjnego (co zrobiłem: Alliance Wealth Management, LLC). Musiałem zrezygnować z mojej Serii 7, eliminując możliwość ponownego zarabiania prowizji.

Moja firma byłaby w 100% odpłatna i to wszystko.

Jak wspomniałem wcześniej, prawie 90% mojej firmy było już oparte na opłatach, ale miałem procent dochodu z prowizji, które można było zarobić tylko wtedy, gdy miałem Serię 7. W branży finansowej nazywamy to „szlakiem”.

Pocałuj 36 000 $ na pożegnanie

Na podstawie tras, które otrzymywałem, Przygotowywałem się do rezygnacji z około 36 000 USD rocznych przychodów brutto poprzez dokonanie zmiany. Zanim zaczniesz myśleć, że jestem multimilionerem, a 36 000 $ niewiele dla mnie znaczy, zapewniam Cię, że tak.

Buduję swój biznes od ponad dziesięciu lat i rezygnacja z takiej kwoty dochodu tylko po to, by dostać się na Facebooku i Twitterze, była trudna do przełknięcia. Jak możesz sobie wyobrazić, dla mojej żony było to jeszcze trudniejsze do przełknięcia!

Nie jest to decyzja, którą podjęłam z dnia na dzień, ale ta, która mocno ciążyła mi na sercu. Zawsze wierzyłem, czy masz potencjał lub możliwości, aby rób to co kochasz, aby robić to, co Cię pasjonuje, aby móc obudzić się rano i iść robić to, co marzysz, wtedy musisz iść za tym.

Wiedziałem, że stracę znaczną część dochodów, ale wiedziałem też, że z wolnością, jaką będę miał, tworząc własne RIA, nie tylko po to, by promować moją firmę zajmującą się planowaniem finansowym, ale także po to, by czerpać dodatkowe dochody z bloga, które w końcu bym nadrobił dla tego.

Czy byłem na 100% pewien? Absolutnie nie.

Czy w 100% wierzyłem w siebie? Absolutnie.

Więc pociągnąłem za spust.

W końcu podjąłem decyzję w styczniu 2011 roku, żeby po prostu to zrobić. W głębi serca wiedziałem, że to jest to, co muszę zrobić. Aby dokonać tej zmiany, chciałem mieć pewność, że nie zrezygnuję po prostu z klientów, z którymi pracowałem przez lata i relacji, które nawiązałem tylko ze względu na moje marzenie. Chciałem mieć pewność, że moi klienci będą pod opieką, kiedy dokonam tego skoku.

Klienci, których miałem przez szlakową część mojej firmy, zostali przeniesieni do jednego z moich byłych wspólników, który pracuje ze mną w tym samym budynku.

Czułem się dobrze z tą decyzją i wiedziałem, że ta osoba dobrze zaopiekuje się tymi klientami, abym mógł skupić się na budowaniu mojego biznesu tak, jak chciałem.

Koniec końców chodziło o wolność. A teraz mam pełną kontrolę nad swoim losem i nie miałabym tego w żaden inny sposób 🙂

Czy kiedykolwiek zrobiłeś odważny krok, aby podążać za swoim marzeniem? Jaka to była szansa? Co w końcu skłoniło cię do przeprowadzki?

click fraud protection